Próbowałem sił w różnych dziedzinach fotografii – jakiś pejzaż czy portret znalazłby się w moich archiwach, ale tym, co kręci mnie najbardziej, jest fotografia uliczna. To takie trochę nie wiadomo co – ni to reportaż, ni dokument, przy czym niewielkie znaczenie mają daty, miejsca czy konkretne osoby.
Często są to kadry, które mogły zaistnieć tylko w tym jednym konkretnym ułamku sekundy – tworzą się wówczas zabawne czy intrygujące zestawienia ludzi i ich otoczenia, czasem mające głębsze znaczenie, zawierające jakąś anegdotę. Oczywiście, nie jestem purystą fotografii ulicznej – bywa, że po prostu portretuję ludzi w miejscach publicznych. Tematem zdjęć mogą być również przedmioty martwe (np. samochody), ale pozostające z ludźmi w pewnym związku.
Przystępując do pisania tego posta, zrobiłem solidny przegląd swoich albumów. Okazało się, że samochód nie gości zbyt często na tych zdjęciach. Na szczęście parę wyjątków znalazło się – kilka z nich prezentuję poniżej, a do tematu powrócę w kolejnych wpisach.
No to pstryk: zdjęcie pierwsze. Ciekawa bryła Chryslera, zyskuje na wyglądzie (możecie nie zgodzić się ze mną) dzięki uchwyceniu w kadrze jej odbicia. To właśnie przykład zdjęcia, które ma sens dopiero przy odpowiednim skomponowaniu kadru i naciśnięciu spustu migawki w bardzo konkretnym momencie (auto z tego zdjęcia poruszało się, chociaż niezbyt szybko). Dopełnieniem tej kompozycji jest twarz mężczyzny z witryny sklepowej – może rozbawił go widok „angielskiej cioteczki” w jej amerykańskiej furce?
Kolejna fota to portret miasta, z jego szalonym tempem i szpanem, ale też z udręczonym człowiekiem. Dzięki ukośnemu kadrowaniu udało się uzyskać odpowiednią dynamikę obrazu. Solidne auta wyglądają dzięki temu zabiegowi jeszcze bardziej „wypaśnie”. Pracownik korporacji, pozostający na elektronicznej uwięzi, ma chwilowo dosyć wszystkiego, wpycha palec do gardła…
Często spotykanym w omawianej dziedzinie fotografii motywem jest powtórzenie, albo jakaś analogia. Para starych ludzi na tym zdjęciu (jesień podkreślają ich wiek) oddala się od nas – oczywista metafora. Na tej samej ścieżce znalazł się stary (przyprószony liśćmi), chociaż nadal piękny egzemplarz Volvo. Nawet to „WW” na rejestracji zdaje się mieć jakieś znaczenie w kontekście kochających się od dziesięcioleci staruszków (nadinterpretuję?).
Na koniec portret nie wymagający komentarzy. Ot, miejski macho.