Laweta z dżemem

Przez , 21 października 2014

W dzisiejszych czasach posiadanie pracy to wyznacznik bezpieczeństwa finansowego. Jeżeli dodatkowo nasza praca to jednocześnie nasze hobby, to można taki stan rzeczy nazwać pełnią szczęścia. W moim przypadku mogę nazwać się szczęściarzem zarówno dlatego, że w pracy robię to co lubię, jak i dlatego, że (prawie bez przerwy) spotykają mnie w niej ciekawe zdarzenia i ciekawi ludzie.
Tak było i tym razem 🙂
LawetaSiódma rano i telefon jakich wiele. „Witam czy dodzwoniłem się do pomocy drogowej??” – usłyszałem w słuchawce. Tak zgadza się – odparłem. W czym mogę panu pomóc? „Chodzi o przetransportowanie Forda Focusa z okolic Ronda Solidarności do warsztatu na ulicę Perłową.” Czy auto jest rozbite, czy usterka jest innego rodzaju? „Uszkodzony jest alternator” odparł mężczyzna, który sądząc po głosie był raczej starszy ode mnie. Jak Pana rozpoznam??? – zapytałem. „Jestem starszym facetem z długimi siwymi włosami” – odparł rozmówca. Taki jakby rockman – zażartowałem. „..w sumie tak..”, usłyszałem w słuchawce. Taki nasz polski Rysiek Riedel? – odparłem z wesołością w głosie „…tak…, w zasadzie tak można by rzec…” odparł tajemniczy rozmówca.
DzemPonieważ wychowałem się w rejonie, gdzie czekał na mnie klient, to z trafieniem nie było żadnego problemu. Wysiadam z lawety i witam się z człowiekiem po 50-tce, który podając mi rękę uśmiechnął się tajemniczo lustrując mnie dokładnie wzrokiem. „Skąd wiedziałeś” zapytał??? Poczułem się zmieszany gdyż kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Odparłem więc że nie bardzo rozumiem. „Skąd wiedziałeś, że mam coś wspólnego z Dżemem???” Ja tylko tak strzeliłem dla żartów – odparłem zdziwiony. Na to usłyszałem, cyt. „to strzeliłeś w dziesiątkę kolego.!!!” Jak to możliwe??? Po chwili usłyszałem całą historię, której głównym bohaterem był wyżej wspomniany Pan, który to jako gitarzysta miał zaszczyt nagrać z Dżemem 2 utwory, które trafiły na płytę. Oczywiście wszystko działo się w czasach kiedy wokalistą zespołu był Ryszard Riedel.
Ryszard RiedelJaki On był??? zapytałem. „Wiesz..”, odparł gość (zdążyliśmy od razu przejść na per Ty), „ja grałem z nim praktycznie u schyłku jego życia. Tak więc wtedy nie był łatwym człowiekiem. Z racji uzależnienia od dragów na tym etapie ciężko było się z nim konkretnie umówić. Zespół tracił na tym sporo, gdyż lider potrafił nie przyjść na próby przez kilka dni z rzędu, lub też trzeba było odwołać koncert z racji jego niedyspozycji.”
„Nie zmienia to faktu” odparł mój nowy znajomy, „że był wspaniałym muzykiem, a jego charyzma jest niepodważalna. Zapamiętałem go z tych dobrych chwil i niech tak pozostanie….”

Pomimo różnicy wieku, (bardzo ciekawa) rozmowa z tym gościem była wyjątkowo luźna. Przemiły, ciepły człowiek, który praktycznie cały czas był uśmiechnięty, pomimo tego, że sytuacja w jakiej się wtedy znalazł nie należała do komfortowych. Przejeżdżał on ze wschodu, przez Łódź do Krakowa i jego awaria mogła zaważyć na dalszej podróży. Ta historia zakończyła się jednak Happy-Endem. Nasz muzyk po kilku godzinach ruszył w dalszą podróż, a ja zostałem w świetnym nastroju na resztę dnia…

Selfie

PS Nie mogłem pożegnać się bez wymiany numerów telefonów, tak więc ta historia być może będzie miała ciąg dalszy. Wierzysz w zbiegi okoliczności? Ja jak najbardziej tak 🙂

2 komentarze

  1. Kuba… gruba historia i grubo napisana!

  2. Qbass pisze:

    Życie pisze różne scenariusze 😛

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.