15 sierpnia Roku Pańskiego 2009 – data którą zapamiętam do końca życia, nie tylko z powodu sprytu jakim się wykazałem przy wyborze terminu ślubu. Mianowicie zdając sobie sprawę z własnej daleko postępującej sklerozy wpadłem na pomysł wykorzystania daty którą już pamiętam i tak oto ślub został wyznaczony dzień po moich urodzinach.
…”ślubną opowieść” powinienem jednak zacząć od początku…
Po zaręczynach (i znamiennym „tak”) przyszedł czas na wybór daty ślubu (ale o tym już pisałem). Kiedy podstawowe fakty były już ustalone pozostały już tylko najprostsze rzeczy, czyli: sala, kapela, samochód, kamerzysta, fotograf, tort, menu, alkohol, zaproszenia, garnitur, suknia, buty…
Ponieważ nie pamiętam kolejności w jakiej wszystko załatwialiśmy – posłużę się tzw.: kolejnością przypadkową:
…przy każdym etapie przygotowań ślubnych zamieszę ocenę w skali 0-4 (w opozycji do tych co mają skalę do 10) gdzie 0 oznacza absolutne dno, a 4 brak jakichkolwiek zastrzeżeń
Sala – 4 (z minusem) – Wybór sali okazał się być więcej niż trafiony, wszyscy (łącznie z nami) byli zachwyceni.
* Budynek – 4 – świeżo odnowiony, z dobrym smakiem (przynajmniej według mojej opinii)
* Lokalizacja – 4 – blisko centrum z łatwym dojazdem, sala znajduje się w parku dzięki czemu jest cicho i spokojnie, trzeba jednak uważać na terminy z uwagi na bliskość stadionu piłkarskiego – przy okazji meczy park przestaje być miłym i sympatycznym miejscem 🙁
* Teren dookoła budynku – 3 – ogrodzony płotem, przechodzący w taras nad stawem, niestety wjazd pod salę (dla młodej pary) jest kiepski: ciasny (przynajmniej dla naszego auta) i dziurawy, kolejnym problemem jest brak ogrodzonego parkingu dla gości, choć na czas trwania wesela jest podobno wynajęty człowiek który korzystając z kamer zamontowanych na budynku pilnuje aut zaparkowanych na tyłach sali.
* Miejsce dla kapeli – 3 – zespół liczył 4 osoby (z dużą ilością sprzętu) przez co musieli się trochę poupychać, choć w ostatecznym rozrachunku kapela uznała że źle nie było
* Obsługa – 4 (i to z dużym plusem) – wszyscy bardzo mili z profesjonalnym podejściem, szczególne podziękowania należą się Pani Ani która starała się pomóc w każdej sytuacji
* Jedzenie – 4 – potrawy były bardzo smaczne, do tego w takich ilościach że nie dało się wszystkiego zjeść
* Toaleta – 4 – żadnych zastrzeżeń, świeżo wyremontowana tak jak reszta budynku
…więcej informacji można znaleźć na stronie restauracji „Cud Miód”, pod adresem www.cudmiod.pl
Kapela – 4 – nazwa „WIWAT TRIO” jest całkowicie myląca ponieważ występują 4 a nie 3 osoby i to jest jedyna nieścisłość na jaką trafiliśmy, cała reszta jest super. To co odróżnia ich od większości zespołów to pełen profesjonalizm. Przede wszystkim jest to grupa zawodowych muzyków a nie banda przypadkowych ludzi z których jeden potrafi grać na keyboard-zie (a przynajmniej tak mu się wydaje), drugi nie sieje postrachu swoim wokalem, jest również ktoś kto zna wszystkie podstawowe riffy i wykonuje je na tatusiowym akordeonie i wreszcie ktoś kogo istnienia nie potrafię uzasadnić, mianowicie ktoś kto biega za kapelą i wybija rytm na tamburynie. Zespoły takie gwarantują nam przeżycia typu: klawiszowiec który nie dał rady doczekać nawet do północy i padł mocno znietrzeźwiony na swój instrument. Jeśli ktoś ma ochotę na emocje związane z takimi doznaniami to jego sprawa, my jednak zdecydowaliśmy się na sprawdzony w 100% zespół (widzieliśmy ich wcześniej na weselu znajomych). Pomimo tego że cena nie była zbyt niska to teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć że nie żałujemy ani jednej złotówki wydanej na ten cel, a wśród znajomych stał się najczęściej wybieranym zespołem weselnym – byliśmy już na 3 weselach na których grali i jest duża szansa że jeszcze będziemy przynajmniej na jednym 😉
Podsumowując, gorąco polecam zespól „Wiwat Trio” ponieważ potrafią stworzyć niesamowitą oprawę muzyczną w kościele i świetny klimat do zabawy na weselu, a wszystko w miłej, bezproblemowej atmosferze.
Samochód – 5 – Rolls-royce silver shadow i na tym mógłbym zakończyć uzasadnienie oceny 🙂 ale prawda jest taka że dodatkowy punkt otrzymuje za to że jako pierwszy „klient” mogłem sam poprowadzić to piękne auto.
Kamerzysta – 4 – przedstawiciel firmy Elvid, przesympatyczny człowiek którego umiejętności nie kończą się na filmowaniu gości podczas pochłaniania schabowego, potrafiący zmontować materiał który ogląda się z przyjemnością.
Poszukując osoby która nakręci materiał filmowy z całości uroczystości zwróciłem uwagę na pewne aspekty techniczne. Wszystkie moje spostrzeżenia są całkowicie amatorskie i wynikają tylko z tego że obejrzałem kilka (delikatnie mówiąc) słabych filmów ślubno-weselnych.
Lista typowych błędów:
* przepalenia, prześwietlenia – białe plamy np. zamiast twarzy to niestety częsty problem w słabo oświetlonych kościołach, czasem przydatne jeśli dzięki nim nie musimy oglądać „ulubionych” znajomych lub rodziny zaproszonej oczywiście z własnej nieprzymuszonej woli
* słaby dźwięk – mikrofon w kamerze najczęściej jest za słaby żeby dobrze zebrać np. drżący głos młodej pary w trakcie przysięgi. Rozwiązaniem może być np. dodatkowe utrwalenie dźwięku zebranego z kościelnego mikrofonu
* drżące dłonie – problem wielu kamerzystów (najczęściej ustępuje po pierwszym kieliszku) na wszelki wypadek proponuję jednak wybrać operatora kamery z flycam-em, lub steadicam-em
* filmowanie jedzących schabowe – bardzo poważny problem leżący niestety u podstaw większości fachowców (przynajmniej metaforycznie), jedynym wyjściem jest poszukanie innego kamerowacza
* słaby montaż – a w zasadzie brak montażu, bo przecież wszyscy marzymy o oglądaniu 3-4 godzin filmu kręconego prawie jednym ciągiem ze wszystkimi efektami przejść między ujęciami jakie tylko są zaprogramowane w kamerze
* brak punktualności – w zasadzie wada o której się szybko zapomina, oczywiście jeśli nasz kamerzysta w ogóle się pojawi, zapobiec takim sytuacją można na dwa sposoby: od rana dzwonimy i upewniamy się czy nie zaspał i czy jest już gotowy, lub odrobinę wcześniej kupujemy budzik, ustawiamy go odpowiednio i wręczamy jako prezent w ramach dalszej, oczywiście owocnej współpracy – najlepiej obie metody stosować jednocześnie
Na szczęście nasz kamerzysta ominął te punkty szerokim łukiem i film ze ślubu i wesela można oglądać z przyjemnością.
Niedługo pojawi się tu filmik z przygotowań pana młodego na potwierdzenie moich słów 🙂
…więcej informacji można znaleźć na stronie www.elvid.pl
Fotgraf – 4 (z minusem) – (..a raczej fotografka) zdjęcia studyjne wykonała przesympatyczna i w pełni profesjonalna Pani fotograf w swoim atelier. Rozpisywać specjalnie się nie zamierzam, ponieważ każdy może się przekonać czy ocena jest słuszna. Wystarczy zerknąć na zdjęcia.
Minus który dodałem do oceny jest wyjątkowo niesprawiedliwy, ale cóż życie nie jest sprawiedliwe. Powodem jego pojawienia się jest konfetti które na jednym ze zdjęć jest w miejscach które psują cały efekt – niektórzy powiedzą że to kwestia przypadku, złośliwości rzeczy martwych lub po prostu grawitacji, ale ja mowie „minus”.
…link do Studia fotograficznego Ewa www.fotoewa.pl
Cukiernia – 0 – i jest to zbyt wysoka ocena, ale zanim ktoś powie że nie mam racji opiszę całą sytuację od początku.
Szukając tortu weselnego trafiliśmy do cukierni Sowa w Łódzkiej Manufakturze, po dokonaniu próbnej degustacji byliśmy zachwyceni. „Czarny Las” – tak brzmiała nazwa tortu który wybraliśmy, nawet teraz muszę przyznać że smakował wyśmienicie. Zanim złożyliśmy zamówienie i zostawiliśmy zaliczkę, zadaliśmy klasyczne pytanie mianowicie ile tortu trzeba dla 70 osób, w odpowiedzi usłyszeliśmy że ciężko powiedzieć dokładnie ale zwyczajowo liczy się około 10 dkg na osobę. Dowiedzieliśmy się również że nie można dokładnie stwierdzić ile będzie ważyć gotowy wypiek. Po krótkim zastanowieniu doszliśmy do wniosku że aby nie zabrakło zamówimy 8 kg czyli na ok. 80 osób i szczęśliwi wróciliśmy do domu.
Pierwsze problemy pojawiły się przy ustalaniu sposobu i terminu dostarczenia tortu. Pani w „Sowie” zasugerowała żebym sam go sobie odebrał zabrał do domu a potem przewiózł na salę, ponieważ w święto (15 sierpnia) nie pracują, a kierowcy nie bardzo pasuje przewiezienie tortu na sale wcześniej. Na szczęście Pani Ania (szefowa sali weselnej) dopasowała termin do dostawcy i odebrała tort już w docelowym miejscu. Kolejny minusik to moment kiedy kierowca zażądał zapłaty za wypiek, pomimo ustaleń w cukierni że tam właśnie uregulujemy całą sumę. Jak się okazało prawdziwe problemy miały się dopiero zacząć.
Pani Ania zadzwoniła do nas z zaskakującym pytaniem, oczywiście nie chcąc się wtrącać w nasze plany dotyczące uroczystości weselnej, chciała się delikatnie podpytać jak duży zamówiliśmy tort.
…i teraz najciekawsze..
Uwzględniając nawet trudności wyliczenia dokładnej wagi przez piekarza (..ciastkarza, czy jak mu tam) to informacja jaką uzyskaliśmy po prostu nas załamała. Okazało się że waga całości to nie tak jak się umawialiśmy ok. 8 kilogramów tylko trochę ponad 4 kilogramy. Przez telefon dowiedzieliśmy się również że jest prawdopodobne że nasz tort został pomylony z innym ponieważ przyozdobienie jest „słabo weselne”.
Nie muszę chyba wspominać że po takim telefonie (zwłaszcza przeddzień ślubu) na sale przybyliśmy w trybie ekspresowym. Wszystko się zgadzało z opisem udzielonym nam przez telefon, a ozdoby na torcie sugerowały bardziej urodziny jakiegoś muzyka, czyli jakieś cholerne nutki, pięciolinie i klucze wiolinowe!!! Nawet z moją bujną wyobraźnią nie potrafiłem dopasować jego wyglądu do uroczystości weselnych.
Nikogo pewnie nie zdziwię jeśli powiem że nie zwracając specjalnej uwagi na ograniczenia popędziliśmy do naszej cukierni wyjaśnić całą sprawę. Moja lepsza połowa przez całą drogę przez łzy snuła wizję zepsutego wesela, gdzie na tort załapują się tylko najszybsi goście. Ja natomiast uspokajałem ją tłumacząc że na pewno nastąpiła pomyłka, że takie rzeczy się zdarzają, przecież nikt nie jest nieomylny i na 100% wszystko zakończy się dobrze.
Po dojechaniu na miejsce poprosiłem moją przyszłą żonę o to żeby dała mi poprowadzić rozmowę (jako temu spokojniejszemu), ponieważ nie ma powodu żeby się denerwować przed czasem.
Jak tylko nastąpiła moja kolej (stałem w sporej kolejce) zacząłem tłumaczyć pani (słowo pani celowo napisałem z małej litery) jak sprawa wygląda: „tort… waga… połowa zamówienia… klucze wiolinowe i nutki… itd. Na zakończenie monologu spokojnie zapytałem co zrobimy w tej sytuacji. Usłyszałem że wywewnętrzniłem się przed złą osobą, ale już po chwili pojawiła się kolejna tym razem kompetentna (śmieje się za każdym razem kiedy używam tego słowa w połączeniu z obsługą wyżej wspomnianej cukierni – choć jest to nerwowy śmiech). Nowa osoba ten sam problem, więc opowiadam o wszystkim. Następują konsultacje telefoniczne z panią kierownik i co słyszę… tort który zamówiliśmy nie jest przygotowywany przez cukiernie „Sowa”, jest wypiekany przez jakiegoś podwykonawce w Bydgoszczy (czy gdzieś indziej) i ewentualne skargi, życzenia, lub spostrzeżenia mam kierować do niego (!!!). Nadal kulturalnie tłumaczę pani że tort zamówiłem u nich, na co mam dowód w postaci paragonu i słabo obchodzi mnie kto go wypiekał, kto przyozdabiał, a kto zbierał pszenice na mąkę (jeśli takowa jest potrzebna) i to cukiernia „Sowa” jako strona która nie wywiązała się z umowy ma problem, który musi rozwiązać. Niestety w odpowiedzi usłyszałem tylko że skoro mi nie pasuję tort to ja mam problem a nie oni.
Z czego nie jestem dumny powoli puszczają mi nerwy i zaczynam dołączać do swoich wypowiedzi takie zwroty jak: „mam to w dupie”, „cholerne nutki”, „pierdzielona reszta zamówienia”.
..proponuję w tym momencie spróbować postawić się na naszym miejscu, mamy kilka godzin do ślubu co już jest bardzo stresujące a tu jeszcze coś takiego…
Mojej wybrance z nerwów ciekną łzy, a ja proszę o numer telefonu do pani kierownik. Podczas rozmowy z szefową tej bandy oszustów nie dowiaduję się niczego nowego, czyli: „to ja mam problem nie oni”, „ewentualne zażalenia mam kierować do Pana z Bydgoszczy”, „waga tortu jest wystarczająca dla 80 osób”, „przyozdobienie tortu jest wyjątkowo trafne, przecież wszystkim klucz wiolinowy kojarzy się z weselem”… Postanowiłem że pójdę za ciosem i zażyczyłem sobie telefon do kierownika regionalnego. Numer dostałem choć byłem w takim stanie że miałem trudności z jego zapisaniem i dopiero po chwili zorientowałem się że pierwsze cyferki oznaczają kierunkowy. Pani (piszę z dużej litery tylko z powodu początku zdania) podała mi numer stacjonarny do siedziby firmy, gdzie oczywiście zastanie kierownika regionalnego jest niemożliwe, zwłaszcza w piątek około godziny 18. Dowiedziałem się również że nie posiada on służbowego telefonu komórkowego, a przez ustawę o ochronie danych osobowych nie mogę poznać numeru prywatnego.
W międzyczasie goście cukierni, którzy zatrzymali się tam aby przekąsić coś słodkiego zaczęli wychodzić, warto wspomnieć o miłym akcencie mianowicie o Pani która zostawiła niedokończone ciastko na stole wstała i do obsługi powiedziała że „oburzające jest tak załatwić klientów”, po czym w ramach otuchy uśmiechnęła się do nas i wyszła.
Nam zresztą nie pozostało już nic innego. W przypływie wściekłości zapowiedziałem pani że poświęcę swój prywatny czas żeby odwdzięczyć się jej za to jak nas potraktowała i w stanie wrzenia opuściliśmy cukiernie.
Ocenę obiektywną pozostawiam osobom które to czytają, moja ocena (całkowicie subiektywna) nasuwa mi jeden podstawowy zarzut: nawet przez sekundę nikt z obsługi cukierni „Sowa” nie wykazał chęci naprawy sytuacji, chęci do poszukania jakiegoś rozwiązania. Pomijając kwestię kto był winny czy oni, czy biedny i niczego nie świadomy Pan z Bydgoszczy, czy też My obsługa w bardzo wyraźny sposób dała nam do zrozumienia że ma klienta (czyli nas) głęboko w dupie.
Sprawę rozwiązała Pani Ania (szefowa sali) której udało się załatwić dodatkowy tort pomimo tego że było święto (15 sierpnia) i przyozdobiła wszystko tak że nie było widać że na salę wyjechały dwa torty, a nie jeden. Podziękowania należą się również znajomym zaproszonym na wesele, którzy dzwonili do nas wieczorem, przeddzień ślubu ze słowami otuchy informując że chętnie zrezygnują ze swojego kawałka na rzecz babć i cioć które mogłyby nie zrozumieć naszych kłopotów.
…a dla obsługi cukierni mam tylko „trzy słowa do księdza prowadzącego”..
…aby nie było wątpliwości zamieszczam link do tego przybytku pozytywnych doznań, czyli do cukierni „Strigiformes” www.cukierniasowa.pl
Alkohol – 4 – „Gorzka Żołądkowa deLuxe” i „Swojski Wyrób Dorabiany” – zasługa dzieli się pomiędzy Polmos Lublin S.A. i Panią Teresę której to wyroby zawyżają końcową ocenę w tej kategorii
Zaproszenia – 4 – nie mogłem dać innej oceny gdyż zaproszenia robiliśmy sami 🙂
Garnitur – 4 (z minusem) – właściwie nie garnitur a smoking z tą delikatną różnicą że zrezygnowałem z obowiązkowych lampasów na rzecz większej uniwersalności stroju – Jak to zwykle bywa z „wymiarowymi” osobami (takimi jak ja) żeby wszystko było tak jak chcieliśmy zmuszeni byliśmy zlecić uszycie tego „niecałkiem-smokingu-ale-też-nie-garnituru”. Poszukiwania zakończyły się na firmie Bytom. Wybór wzoru i tkaniny, zdjęcie miary, przymiarki – wszystko odbyło się bez większych przeszkód i mogłem obejrzeć się w nowym wdzianku. Minus dodałem za małą fałdkę przy guziku której podobno nie powinno być (przynajmniej według jednej osoby – ale jej zdanie jest dla mnie bardzo istotne).
…link do strony Zakładów Odzieżowych Bytom S.A. www.bytom.com.pl
Suknia – 9 – za samą suknię 4, jednak żeby dokonać sprawiedliwej oceny kreacji, muszę zmienić skalę – nie można oceniać sukni ślubnej bez panny młodej a do tego skala 0-4 jest nieadekwatna. Postanowiłem więc podwoić górny zakres skali. Końcowa ocena to ostatecznie 9 ( oczywiście według nowej skali).
Buty – 4 – poszukiwania były trudne z uwagi na rozmiar (noszę 48), dlatego pojawił się pomysł zrobienia butów na zamówienie.
Moje buty zostały powołane do życia przez szewca z dziada-pradziada, przez Pana Lewandowskiego, którego polecam bardzo gorąco. Sympatyczny człowiek który zrobi każde obuwie – wystarczy przynieść zdjęcie. Zaskakująca jest tylko cena i to zaskakująca pozytywnie.
…link do Pracowni Obuwia Szewstwa Artystycznego Lewandowski www.szewstwoartystyczne.pl
Podsumowując, nawet „sympatyczna” obsługa cukierni Sowy nie dała rady zepsuć nam tego pięknego dnia który już zawsze będziemy wspominać jako jeden z najszczęśliwszych dni w naszym wspólnym życiu.
Ci co przebrnęli przez moje wypociny (lub przewinęli stronę) mogą ocenić czy Studio Ewa się spisało: